Zaniedbałam nieco temat związany z chorobą. Odgruzowując się postanowiłam przybliżyć Wam trochę technicznych spraw związanych z nowotworem, który dosięga pacjenta na początku drogi.
Po badaniach obrazowych lekarze są w stanie stwierdzić, jaką wielkość guz przybrał oraz zakwalifikować go jako złośliwy bądź nie. Jeśli są jakieś wątpliwości, bo obraz z badań nie jest klarowny i pewny, lekarz posyła pacjenta na inne badanie, tzw. biopsję. Może być cienkoigłowa lub gruboigłowa, w zależności od indywidualnych zaleceń. Biopsja, czyli pobranie kawałka chorej tkanki/narządu jest badaniem, które rozwiewa wszelkie wątpliwości. W wyniku badania histopatologicznego próbki oraz rozmiaru guza z badań obrazowych lekarz może przekazać pacjentowi niezbyt jasny komunikat o stadium choroby.
Klasyfikacja guzów onkologicznych obejmuje cztery stopnie w zależności od zaawansowania choroby, a w medycznym języku międzynarodowym opisany jako T od słowa tumor, czyli z ang. "guz".
Pierwszy jest uznawany za wczesny (T1), drugi za nowotwór średnio zaawansowany (T2), trzeci za zaawansowany (T3), a czwarty za bardzo zaawansowany i o najgorszym rokowaniu (T4).
Dodatkowe informacje to N(0-4), nodules, czyli obecność przerzutów na węzłach chłonnych oraz M(0-2), metastases, czyli obecność przerzutów odległych, np. na inne organy.
W moim przypadku guz był już tak duży i powodował niemałe spustoszenie nie tylko w ciele, ale nawet na badaniach obrazowych, że lekarze postanowili szybko operować. Ze względu na wielkość guza i moje bezpieczeństwo przeprowadzono hemikolektomię prawostronną, czyli mówiąc prościej - otworzono mi brzuch metodą tradycyjną, przecinając pionowo po prawej stronie pępka na jakieś 20cm.
Podczas operacji, która trwała niecałe 3h, wycięto mi całego guza, który liczył ok. 8cm. z 20cm. zapasem zdrowego jelita (po 10cm. z każdej strony), wyrostek robaczkowy, oraz 21 węzłów chłonnych. Wszystkie te moje wnętrzności zostały odesłanie do badań histopatologicznych i na ich podstawie ustalono dalsze szczegóły klasyfikacji nowotworu.
Po dwóch tygodniach od operacji dostałam wynik, na którym widniał opis: T3N2M0.
Okazało się, że guz, który rósł we mnie kilka lat osiągnął poziom zaawansowany i powodował przerzuty do kilku węzłów chłonnych w pobliżu. Na szczęście nie wykazano przerzutów na inne organy.
Kiedy mówimy o raku złośliwym?
Analogicznie do poziomu zaawansowania guza, można mówić o jego złośliwości.
Są cztery stopnie i wygląda to mniej więcej tak:
I stopień – nowotwory w najwcześniejszej fazie rozwoju i o bardzo dobrym rokowaniu (przeżycie pięcioletnie od 75 do 100% leczonych chorych)
II stopień – nowotwory w początkowej fazie rozwoju (przeżycie pięcioletnie od 50 do 75% leczonych chorych)
III stopień – nowotwory zaawansowane (przeżycie pięcioletnie od 25 do 50% leczonych chorych)
IV stopień – nowotwory bardzo zaawansowane, o bardzo złym rokowaniu (przeżycie pięcioletnie do 25% leczonych chorych)
Tutaj chciałabym zaznaczyć, iż to co jest napisane w nawiasach powyżej, to nie jest wyznacznik powodzenia, czy też niepowodzenia leczenia.
O przeżyciu mówi się oczywiście na podstawie statystyk i warto wiedzieć, co oznacza termin "pięcioletniego przeżycia". Wyjaśniam :) Chory, który przeżył pięć lat od zakończenia leczenia i nie ma objawów nawrotu choroby, uznaje się za zdrowego, tym samym statystki o przeżyciu idą w górę. Natomiast ten chory, który w ciągu pięciu lat od zakończenia leczenia onkologicznego ponownie zachoruje niestety te wyniki badań statystycznych obniża, a więc i rokowania maleją.
Bardzo często jest tak, że chory zaraz po diagnozie zadaje pytania lekarzowi, jakie są rokowania. Nic w tym dziwnego - chcemy wiedzieć. Moja rada jest jednak taka, aby nie kierować się liczbami, a tym co lekarz chce nam przekazać i w miarę swoich możliwości zaufać specjalistom. Jeśli nie czujemy się na siłach, poprośmy o pomoc. Ważne, aby ta diagnoza, tajemnicze terminologie i cyferki nie zaburzyły nam pełnego obrazu naszej sytuacji. Naszej, indywidualnej. Nie statystycznego chorego.
Powiecie, że "łatwo się mówi" :) ano, łatwo - ale to z doświadczenia. Własnego.
Czy ja się łapie już w te statystyki? Jeszcze nie. W lutym minie 4 lata od zakończenia leczenia. Powiedzmy więc, że za jakieś półtora roku okaże się, czy moja skromna osoba namiesza nieco w rokowaniach III stopnia złośliwości raka jelita grubego :)
Dam Wam znać :)
A Wy dajcie znać, czy chętnie takie posty czytacie, czy raczej jest to coś, czego nie chcecie wiedzieć?
A może jest coś, co Was szczególnie interesuje? Jestem ciekawa i zawsze chętna do podzielenia się swoją historią.
A.
#rakoff
Serdecznie współczuję tego wrednego choróbska, ale powiem Ci, że moja siostra miała 36 lat temu IV stopień, operację, radioterapię. Bardzo to wszyscy przeżywaliśmy... Na szczęście wszystko poszło dobrze. Żyje cały czas aktywnie, prowadzi samochód. Nie jest już co prawda tak tryskająca zdrowiem, 70 lat ma swoje prawa, ale dzięki Bogu jest w miarę normalnie :) Życzę Ci dużo zdrowia i nadziei, bo to daje nam siłę :)
OdpowiedzUsuńI tu potwierdza się to, co napisałam - nie ma co patrzeć na statystyki. 36 lat w remisji to piękne świadectwo, że leczenie w każdym stadium może przynieść pełne wyleczenie :) bardzo pozytywny przykład, dający nadzieję, dziękuję :)
UsuńPrześlij komentarz